ŁADNE RZECZY #8
Przyznam się Wam do czegoś. Mam słabość. Jest ona ogromna. To wręcz mój nałóg – trochę irracjonalny, trochę szalony. Słabość do dobrych pomysłów. Objawia się ona dwojako:
- gdy ktoś ma fajny pomysł i potrzebuje ludzi do działania – jestem ja. Nie odpoczywam, nie mam czasu na spokojną kawkę ze znajomymi, w 90% na tym nie zarabiam, ale nie potrafię sobie odmówić próżnej przyjemności uczestniczenia w czymś super.
- gdy ktoś zajmuje się czymś ciekawym, jest przekonujący i zaangażowany, to wierzę i kibicuję. Z tego zrodziło się kolejne próżniacze me działanie – ten Tygodnik, w którym opisuję piękne materialne jestestwo świata mody.
Niby tyle mechanizmów marketingu i brandingu już poznałam, ba! Sama je stosowałam. A mimo to, zdarza mi się wpaść w sidła, przepaść bez wieści i dać podejść prostymi sposobami. Cóż… widocznie to wszystko działa. Ot takie pocieszenie! Tymczasem, po tym przydługim wstępie zapraszam do treści właściwej wpisu.
Zaczynamy od marki Wool and the gang, której koncepcja i komunikacja jest tak genialna, że aż mi jest szkoda, iż żadna z polskich firm nie wpadła na to wcześniej. A co jest w tym wszystkim niezwykłego? Możemy zamówić sobie sweter, czapkę, torebkę z najprawdziwszej wełny albo… zestaw do wykonania takiego odzienia samemu. Niby nic nowego, ale jednak, coś co wyróżnia Wool and the gang na tle innych dziewiarskich propozycji na rynku. Forma nawiązania relacji z odbiorcą jest zabawna i bezpośrednia, z resztą zerknijcie sami:
Każdy z nas może przyłączyć się do gangu odpowiedzialnej mody i własnymi siłami, bez wyzysku, nieznanych źródeł pochodzenia, a za to z nieskrywaną radością oraz egoistycznym pragnieniem odprężenia po codziennej batalii na polu pracy czy szkoły, zakasać rękawy i dziergać.
P.S. Wool and the gang udostępnia nam też tutoriale.
Zdjęcia: Wool & the gang
Pozostając w błogim świecie miękkiej wełny, nie sposób nie wspomnieć o naszej zdolnej rodaczce. Berenika Czarnota to taki wirtuoz dziergania. Kolory i fasony są proste, ale tworzą energetyczną i bardzo stylową mieszankę. W jesiennej kolekcji moją uwagę przykuły czapki, a z racji tego, że jestem miłośniczką wszelkich nakryć głowy to nie pogardziłabym taką. Uzupełnieniem kolekcji wełnianych wyrobów są jedwabne sukienki i bawełniane spódnice.
Zdjęcia: Bernika Czarnota / Mostrami.pl
Agnieszka Kulesza, Łukasz Pik
Wyobraźcie sobie, że natrafiłam na dwie marki z „muku” w nazwie. Pierwsze z nich, to Muku – australijski sklep internetowy, w którym można zaopatrzyć się nie tylko w organiczne ubrania, ale także dodatki, akcesoria i dekoracje. Wszystko wykonane jest z certyfikowanej bawełny, wełny, lnu i bambusu, są to produkty fairtrade, produkowane lokalnie, importowane z całego świata. Podoba mi się sposób w jaki twórcy sklepu opowiadają o Muku. Podkreślają czas, precyzję, wkład pracy i umiejętności, jakie ktoś poświęcił do wykonania tej konkretnej rzeczy. Drugie z nich: Made by Muku to odzież litewskiej pary artystów, o których wiele informacji nie znalazłam. Ich projekty są raczej ascetyczne, proste, wręcz powściągliwe. Jest w nich jednak coś ujmującego.
Zdjęcia: Made by Muku
Ostatnim projektem, który Wam dziś przedstawię jest Good guys. Don’t wear leather. Marka, która spodoba się weganom i osobom wspierającym Peta. Obuwie Good guys nie zawiera w sobie składników zwierzęcych, a materiały jakich używa się do ich produkcji są wodoodporne, nietoksyczne i oddychające. Ilość fasonów i kolorów jest imponująca, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę to, że jest to produkt raczej niszowy. Dodatkowo w ofercie dostępne są rzeczy komplementarne, takie jak mydło do czyszczenia tego typu butów i sznurówki.
Zdjęcia: Good guys shoes
3 listopada 2014
Klaus B.
10 lat agoMuku – to rzeczywiście podbiło moje serce.
W dobie dzisiejszych firm, dla których nie liczy się jakość, jedynie czysty zysk jestem oczarowana Twoimi propozycjami! Dobrze wiedzieć, z czym co się je. Dla mnie rewelka! 🙂